- Już nie mogę… - stwierdził Niall wkładając do gęby ostatniego pączka z toffi.
- Nie dziwię się… - powiedział Zayn wlepiając oczy w swoje lustrzane odbicie. Tak… wspominałam, że Malik co dwie minuty sprawdza swój wygląd w lusterku? Nie? No to wspominam, że Malik co dwie minuty sprawdza swój wygląd w lusterku.
- Malik, zostaw już to lusterko. – powiedziałam, po czym wyrwałam mu przedmiot z ręki i sama się w nim przejrzałam.
Właściwie to ja miałam iść do mojego domu SAMA, ale chłopcy zaczęli się bawić w pięciu Jamesów Bondów i wpierdolili mi się na chatę. Jak ja ich nienawidzę. W sumie to nie nienawidzę ich, ale czasami wkurzają mnie tak bardzo, że mam ochotę rozstrzelać wszystkich.
- Zostaw to debilko! – Malik krzyknął jak małe dziecko i próbował mi wyrwać lusterko z ręki. Na szczęście ja byłam, jak karate kid czy coś, i uciekłam Zaynowi do kuchni, ale ten zaczął mnie gonić i wylądowałam na blacie kuchennym obok zmywarki. – Ivy, no… - przeciągnął drugie słowo.
- Czego chcesz, Zaynoldzie? – spytałam.
- A niczego, tak sobie pomyślałem, że mogłabyś mi oddać lusterko! – krzyknął zrozpaczony.
- Hmm… niech pomyślę. – zaczęłam udawać, że myślę. Właśnie, udawać, bo tak naprawdę to ja nie myślę. – NIE! – krzyknęłam mu prosto w twarz, zeskoczyłam z blatu i pobiegłam w stronę Nialla idącego w stronę tej nieszczęsnej kuchni. Wskoczyłam mu na ręce i krzyknęłam:
- Niallerze, obroń mnie przed tą okrutną bestią!
- Y, co? – powiedział trzymając mnie na rękach i nie wiedząc, o co chodzi.
- Gówno. – powiedział Zayn. – Niech ona odda mi moje różowe lusterko! Ono przynosi mi szczęście!
- Aha. – odpowiedział Niall, po czym postawił mnie na podłodze i niewzruszony poszedł okupywać moją lodówkę.
- Horan! Zostaw moją lodówkę! – krzyknęłam i spojrzałam na Zayna, który tylko uśmiechnął się chytrze i zaczął się do mnie zbliżać. – Y… cześć, Zayn… - powiedziałam cicho i korzystając z chwili zwiałam do salonu, gdzie reszta chłopców grała w jakąś grę. No co? Skąd mam wiedzieć, w co oni grają? To, że to play station jest moje, nie znaczy, że się na tym znam. Rodzice to kupili i nie wiem, po co, bo nikt w tym domu tego nie używa. A jeśli już, to tylko One Direction, kiedy się tu wpieprzą.
Usiadłam między Harrym a Liamem i spojrzałam na każdego z nich. Nawet mnie nie zauważyli. No przepraszam bardzo, ale ja jestem Ivy Irene Garcia i mnie się zauważa! Pomachałam każdemu ręką przed oczami, ale nic. Nawet nie spojrzeli na mnie. Wstałam zdenerwowana i odłączyłam do durne play station z prądu.
- Ej, co się stało?! – Lou pierwszy poderwał się z miejsca.
- Nie wiem, chyba prąd wyłączyli… - westchnęłam.
- Naprawdę? – Harry był wyraźnie niezadowolony. – To kurde szkoda, bo tak fajnie się grało.
- No nic, innym razem dokończymy. – stwierdził Liam.
NIE WIERZĘ! Oni naprawdę uwierzyli w to, że wyłączyli prąd? No cóż, nie wnikam.
Usiadłam na fotelu i zaczęłam bawić się swoim telefonem.
- Co tam kwiatuszku? – usłyszałam Harolda siadającego na oparciu fotela.
- A nic łodyżko. – powiedziałam wpatrując się w ekran telefonu.
- Co?! Nie chcę być łodyżką! – żachnął się i odszedł w pokoju.
Spojrzałam na Harolda, jak na idiotę, czyli jak zawsze, i wróciłam do zabawy moim telefonem.
- Ivy… - usłyszałam pana Oddaj Mi Moje Lusterko. – Oddasz mi moje lusterko?
- Hmm… niech pomyślę… - westchnęłam. – NIE!
- No to… - złapał się za brodę. – Idę do twojej łazienki i będę się przeglądać w twoim lusterku dopóki nie oddasz mi mojego! – krzyknął na jednym oddechu.
- I tak nie wytrzymasz tam więcej niż godzinę. – powiedziałam.
- Zobaczymy! Superman! – krzyknął i wbiegł po schodach na górę.
Spojrzałam się przed siebie i uniosłam jedną brew. To było dziwne. Naprawdę dziwne. Ale nie wnikam.
Nagle usłyszałam dziwny dźwięk. Rozejrzałam się po salonie, w którym nikogo nie było. Jeśli nikogo nie było tutaj, to oznaczało tylko jedno.
Pobiegłam do kuchni, gdzie wszyscy (oprócz Zayna oczywiście, przecież poszedł sobie posiedzieć przed moim lustrem w mojej łazience, co nie?) coś robili. COŚ w ich słowniku to WSZYSTKO!
Odchrząknęłam głośno, a wszystkie cztery pary oczu zwróciły się ku mnie.
- O… - uśmiechnął się niewinnie Styles. – Ivy. Cześć.
- Ty myślisz, że ten twój super słodziutki uśmieszek na mnie działa?! – krzyknęłam.
- Tak, on właśnie tak myśli. – powiedział smutno Lou.
- Ostatnio zwierzał się nam, że jesteś super i bardzo cię lubi. – dodał Liam z połową talerza w ręku.
- Naprawdę? – powiedziałam łagodnie uśmiechając się do Harolda. – A jak wytłumaczycie mi to, że Liam trzyma w ręce pół talerza?! – wydarłam się na całe gardło.
One Direction. Super. Czemu akurat mnie to spotkało? Czemu akurat ja ich poznałam?! Przecież to nie ludzie, tylko jakieś małpy! Miesiąc temu potłukli mi dwa talerze. Dzisiaj kolejne dwa. Niedługo mama będzie się mnie pytać, co się stało, że talerzy nam ubywa. Dobrze, że teraz z tatą wyjechali na takie przedwakacyjne wakacje, to zdążę kupić jakąś nową zastawę.
- No… to Niall. – stwierdził Payne. – Chciał sobie wziąć kawałek kiełbasy na talerz i kiełbasa okazała się za ciężka, jak na taki talerz… - westchnął i wciągnął powietrze do płuc. – No i talerz złamał się pod ciężarem kiełbasy.
- Nie wierzę… - powiedziałam. Wszyscy spojrzeli się na mnie pytająco. – Myślałam, że Niall już zjadł całą kiełbasę, którą miałam w lodówce już z tydzień temu.
- Aż takim żarłokiem to ja nie jestem! – krzyknął oburzony blondas.
- Jesteś… – Lou położył mu rękę na ramieniu, a Horan się od niego odsunął.
- Nie dotykaj mnie! – powiedział.
Przez pół godziny staliśmy w ciszy, którą przerwał pan Malik.
- Dobra Garcia, wygrałaś. – powiedział. – Oddaj mi lusterko.
Wyciągnęłam różowy przedmiot z kieszeni spodni i mu podałam. Stwierdziłam, że już mu go oddam, żeby się biedak już tak nie męczył.
- Tylko nie po nazwisku, Malik! – powiedziałam groźnie, a ten tylko skinął głową i uśmiechnął się do swojego odbicia. Tak, wszystko już wraca do normy.
- No to może chodźmy do wesołego miasteczka. – zaproponował Louis.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jest to nie najgorszy pomysł, a dla mnie to było lepiej, bo nazajutrz przynajmniej będę miała jeszcze coś do jedzenia w lodówce.
Wzięłam trochę kasy, którą zostawili mi rodzice i wyszliśmy z mojego domu. NA SZCZĘŚCIE!
- Poczekajcie. – powiedział Niall. – Zapomniałem wziąć sobie kawałek kiełbasy. – chciał się wrócić do domu, ale ja go zatrzymałam ciągnąc go za kaptur od bluzy.
- Niall… Zamknęłam już drzwi na klucz. W wesołym miasteczku kupię ci popcorn.
- Okej. – uśmiechnął się i w podskokach ruszył w stronę wesołego miasteczka, a my za nim.
- No to na co chcecie iść najpierw? – spytałam, gdy czytaliśmy listę przeróżnych atrakcji.
- Na popcorn! – krzyknął Niall.
- Na Frugo. – stwierdził Liam.
- Na Nestea. – dodał Harold.
- Na Pepsi! – wtrącił się Louis.
- Na sok marchewkowy. – uśmiechnął się Lou.
Jak to było w tej mojej życiowej rutynie, zrobiłam duchowy facepalm.
- A nie możecie chcieć tego samego? – spytałam. – Byłoby łatwiej. – tak, Ivy Irene Garcia zawsze lubiła ułatwiać sobie życie.
- NIE! – krzyknęli wszyscy.
Westchnęłam głośno i podreptałam do automatu z napojami, a za mną reszta plebsu.
___
Dobra. Niech już będzie. Taki sobie, ale spoko. Mam już w planach coś. :D hahaha, dowiecie się już niedługo! ;P