- Ivy! – krzyknął Lou.
- Czego? – warknęłam.
- Wiesz, jaki jest najkrótszy kawał o pedałach? – spojrzałam na niego pytająco. – Ten tego! – krzyknął i zaczął się śmiać jak jakiś ułomny pies czy coś…
Siedzieliśmy w domu One Direction robiąc dosłownie wszystko i gdy Louis dostał padaczki związanej z tym oto prześmiesznym (czujecie ironię?) żartem, każdy przestał robić stochastyczną w swoim przypadku rzecz i gapił się na niego, jak na palanta (chociaż… on nim jest).
Po dziesięciu minutach dalej patrzyliśmy się na Tomlinsona, a ten, gdy już przestał się śmiać, jak poparzony, spojrzał przelotnie na każdego z nas i jak gdyby nigdy nic spytał się ‘no co?’.
- Nie wiem, po kim to masz, ale radzę ci, byś szybko udał się do psychiatry. – stwierdził Niall. – Może jeszcze coś zaradzi.
Pan Marchewka głośno prychnął.
- Przecież to było śmieszne! – krzyknął.
- Nie wydaje mi się… - westchnęłam.
- Co było śmieszne?! – wtrącił Liam.
- Suchar. – dodałam.
- Co?! – krzyknął Harry. – Lubię suchary! Zapodaj jednego!
- Przychodzi baba do lekarza, a lekarz też baba. – Lou się od razu ożywił. Harold natomiast spojrzał na niego z zażenowaniem.
- Nie o takiego suchara mi chodziło! – krzyknął z oburzeniem. – Chciałem suchara do jedzenia!
- Nie ma tak dobrze, mój drogi… - westchnęłam i wstałam. – Idę do kuchni, bo jestem głodna.
- Pewnie! Idź do kuchni i wyżryj nam wszystko, co w niej mamy, bo przecież nie masz swojej! – krzyknął Niall. Nie, żeby oni nie robili tego samego z moją kuchnią. Duchowy facepalm.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Żaden nie podniósł dupy.
- Eee… Nie chcę wam nic mówić, ale ktoś dzwoni do drzwi. – poinformowałam jaśnie wielmożnych panów.
- Ivy, bądź tak dobra z łaski swojej i otwórz drzwi. – powiedział Zayn uśmiechając się do mnie uroczo. Mówiąc uroczo mam na myśli NIE UROCZO. – Akurat stoisz…
- Spierdalaj. – albo mi się wydaje, albo naprawdę nadużywam przy nich tego słowa.
Poszłam otworzyć drzwi, zza których wyłonił się jakiś chudy rudzielec z czterema białymi pudełkami w rękach.
- Dzień dobry, przesyłka cukiernicza dla pana Horana. – odezwał się.
- Chwilkę… - powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i krzyknęłam: - HORAN! Coś do ciebie! – na te słowa blondyn przybiegł do mnie i krzyknął:
- O, cześć Edwin! – wyciągnął w kierunku rudego rękę, ale gdy ten mu jej nie podał (oczywiście dlatego, że nie miał wolnej ręki, żeby mu podać, bo trzymał pudełka) powiedział: - Dobra, wiem, że mnie nie lubisz, ale rękę chociaż mógłbyś mi podać! Dawaj mi te pączki! – wyrwał rudemu pudełka z rąk, dał mu pięćdziesiąt dolców, pomachał mu wrednie i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Pięćdziesiąt dolców za pączki? – zdziwiłam się.
- Nie, tylko czterdzieści, a reszta to napiwek za fatygę. – stwierdził uśmiechnięty otwierając już pierwsze pudełko. – Lubisz z toffi?
- Tak. – uśmiechnęłam się myśląc, że Niall pyta mnie o to, żeby zaraz mnie jednym poczęstować.
- To super! – krzyknął i wziął się za konsumowanie słodkości. Ja natomiast ciężko westchnęłam i pomyślałam, że jak nie będzie widział to zwinę mu jedno pudełko. Na pewno nie zauważy. Wkręci mu się jakiś kit i będzie okej.
Weszliśmy do salonu, gdzie panował chaos. Mówiąc chaos mam na myśli Lou siedzącego na dupie Hazzy i krzyczącego ‘WIO, WIO’ oraz Zayna i Liama bawiących się w karaoke i śpiewających jakąś piosenkę Hanny Montany.
- Kurwa, z kim ja się zadaję? – zadałam pytanie retoryczne, na które wszyscy mi odpowiedzieli.
- Ze mną!
Duchowy facepalm. Duchowy facepalm. Nawet duchowy facepalm już nie pomaga!
- Wio! Jedź, Haroldzie, jedź! – Lou krzyczał, jak obierana marchewka.
- Iha. – westchnął Harold czytają jakąś gazetę dla nastolatek. Właśnie, dla nastolatek, nie nastolatków.
- Lubię jajka. – stwierdził Niall wpierdalając pączka z toffi.
Teraz to porządnie walnęłam go w łeb, a ten jak gdyby nigdy nic wpierdalał dalej kolejnego pączka.
- Czemu bijesz mojego kochanego blondasa? – usłyszałam Zayna, który podszedł do Horana i pocałował go w czoło.
- Za co to? – zdziwił się pochłaniacz jedzenia.
- Za nic. – stwierdził Malik. – Za wszystko.
- Lubię to. – uśmiechnął się Niall.
- Ta… - westchnęłam. – Aż do porzygu. – uśmiechnęłam się pod nosem i podążyłam w kierunku kuchni.
Zajrzałam do zamrażalnika i wyciągnęłam z niego lody śmietankowe. Otworzyłam opakowanie i zastałam w nim… koperek?! Super! Nawet lodów w tym domu nie mogę zjeść. Zaraz, zaraz. Czy ja powiedziałam ‘domu’? Chodziło mi o to wariatkowo.
___
No więc, dodaję, bo Olga chciała (czyt. moja głupia siostra). I już mnie korciło, żeby dodać. Teraz czekam na wenę do myaa (czyli miss-you-all-along.blogspot.com), bo DAWNO nic nie dodawałam. Specjalnie na życzenie pewnej czytelniczki napisałam o PĄCZKACH Z TOFFI! :)
No więc, dodaję, bo Olga chciała (czyt. moja głupia siostra). I już mnie korciło, żeby dodać. Teraz czekam na wenę do myaa (czyli miss-you-all-along.blogspot.com), bo DAWNO nic nie dodawałam. Specjalnie na życzenie pewnej czytelniczki napisałam o PĄCZKACH Z TOFFI! :)
OBIERANĄ MARCHEWKĘ zawdzięczam Tyśce, przy której pisałam dzisiaj kawałek rozdziału. Przed angielskim miałam niewielką wenę! To opowiadanie ogólnie ma większe szanse na przeżycie i zakończenie, lecz nie poddaję się i będę łaziła z zeszytem i pisała miss-you-all-along! Od jutro zaczynam pisać szósty rozdział. Mam nadzieję, że Martylianka, mnie jakoś do tego natchnie, bo dzisiaj dawała radę. ♥
Także więc, żegnam was oto tym zdaniem i mam nadzieję, że się Wam podoba! xxx
kurwa, kocham to <3333333333333333333333
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie i kocham jak o mnie wspominasz <3 nawet nie wiesz jak się uśmiałam, haha a mówiła, że już nie będzie mnie to śmieszyć :D
OdpowiedzUsuńAhahahaha xD obierana marchewka. ; oo ahaha xd nie moge sie przestac smiac. xd
OdpowiedzUsuńzostałam całkowicie dojebana aaaahhahahaha XD MADZIU KOCHAM CIĘ :D kurfa ;o;o WIO WIO XD HAHHA wyobraziłam to soebie ! ale jak to zaynold się nie uśmiecha uroczo, hę ?! :DD <3
OdpowiedzUsuń'- Lubię jajka. – stwierdził Niall wpierdalając pączka z toffi.' - ulubiony fragment tego rozdziału xd haha, czytam to i leże ze śmiechu. PRAGNE WIĘCEJ !
OdpowiedzUsuńfajne fajne fajne <3
OdpowiedzUsuń