wtorek, 14 lutego 2012

3. MOŻE JESZCZE COŚ ZARADZI.

   - Ivy! – krzyknął Lou.
   - Czego? – warknęłam.
   - Wiesz, jaki jest najkrótszy kawał o pedałach? – spojrzałam na niego pytająco. – Ten tego! – krzyknął i zaczął się śmiać jak jakiś ułomny pies czy coś…
   Siedzieliśmy w domu One Direction robiąc dosłownie wszystko i gdy Louis dostał padaczki związanej z tym oto prześmiesznym (czujecie ironię?) żartem, każdy przestał robić stochastyczną w swoim przypadku rzecz i gapił się na niego, jak na palanta (chociaż… on nim jest).
   Po dziesięciu minutach dalej patrzyliśmy się na Tomlinsona, a ten, gdy już przestał się śmiać, jak poparzony, spojrzał przelotnie na każdego z nas i jak gdyby nigdy nic spytał się ‘no co?’.
   - Nie wiem, po kim to masz, ale radzę ci, byś szybko udał się do psychiatry. – stwierdził Niall. – Może jeszcze coś zaradzi.
   Pan Marchewka głośno prychnął.
   - Przecież to było śmieszne! – krzyknął.
   - Nie wydaje mi się… - westchnęłam.
   - Co było śmieszne?! – wtrącił Liam.
   - Suchar. – dodałam.
   - Co?! – krzyknął Harry. – Lubię suchary! Zapodaj jednego!
   - Przychodzi baba do lekarza, a lekarz też baba. – Lou się od razu ożywił. Harold natomiast spojrzał na  niego z zażenowaniem.
   - Nie o takiego suchara mi chodziło! – krzyknął z oburzeniem. – Chciałem suchara do jedzenia!
   - Nie ma tak dobrze, mój drogi… - westchnęłam i wstałam. – Idę do kuchni, bo jestem głodna.
   - Pewnie! Idź do kuchni i wyżryj nam wszystko, co w niej mamy, bo przecież nie masz swojej! – krzyknął Niall. Nie, żeby oni nie robili tego samego z moją kuchnią. Duchowy facepalm.
   W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Żaden nie podniósł dupy.
   - Eee… Nie chcę wam nic mówić, ale ktoś dzwoni do drzwi. – poinformowałam jaśnie wielmożnych panów.
   - Ivy, bądź tak dobra z łaski swojej i otwórz drzwi. – powiedział Zayn uśmiechając się do mnie uroczo. Mówiąc uroczo mam na myśli NIE UROCZO. – Akurat stoisz…
   - Spierdalaj. – albo mi się wydaje, albo naprawdę nadużywam przy nich tego słowa.
   Poszłam otworzyć drzwi, zza których wyłonił się jakiś chudy rudzielec z czterema białymi pudełkami w rękach.
   - Dzień dobry, przesyłka cukiernicza dla pana Horana. – odezwał się.
   - Chwilkę… - powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i krzyknęłam: - HORAN! Coś do ciebie! – na te słowa blondyn przybiegł do mnie i krzyknął:
  - O, cześć Edwin! – wyciągnął w kierunku rudego rękę, ale gdy ten mu jej nie podał (oczywiście dlatego, że nie miał wolnej ręki, żeby mu podać, bo trzymał pudełka) powiedział: - Dobra, wiem, że mnie nie lubisz, ale rękę chociaż mógłbyś mi podać! Dawaj mi te pączki! – wyrwał rudemu pudełka z rąk, dał mu pięćdziesiąt dolców, pomachał mu wrednie i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
   - Pięćdziesiąt dolców za pączki? – zdziwiłam się.
   - Nie, tylko czterdzieści, a reszta to napiwek za fatygę. – stwierdził uśmiechnięty otwierając już pierwsze pudełko. – Lubisz z toffi?
   - Tak. – uśmiechnęłam się myśląc, że Niall pyta mnie o to, żeby zaraz mnie jednym poczęstować.
  - To super! – krzyknął i wziął się za konsumowanie słodkości. Ja natomiast ciężko westchnęłam i pomyślałam, że jak nie będzie widział to zwinę mu jedno pudełko. Na pewno nie zauważy. Wkręci mu się jakiś kit i będzie okej.
   Weszliśmy do salonu, gdzie panował chaos. Mówiąc chaos mam na myśli Lou siedzącego na dupie Hazzy i krzyczącego ‘WIO, WIO’ oraz Zayna i Liama bawiących się w karaoke i śpiewających jakąś piosenkę Hanny Montany.
  - Kurwa, z kim ja się zadaję? – zadałam pytanie retoryczne, na które wszyscy mi odpowiedzieli.
   - Ze mną!
   Duchowy facepalm. Duchowy facepalm. Nawet duchowy facepalm już nie pomaga!
   - Wio! Jedź, Haroldzie, jedź! – Lou krzyczał, jak obierana marchewka.
  - Iha. – westchnął Harold czytają jakąś gazetę dla nastolatek. Właśnie, dla nastolatek, nie nastolatków.
   - Lubię jajka. – stwierdził Niall wpierdalając pączka z toffi.
   Teraz to porządnie walnęłam go w łeb, a ten jak gdyby nigdy nic wpierdalał dalej kolejnego pączka.
   - Czemu bijesz mojego kochanego blondasa? – usłyszałam Zayna, który podszedł do Horana i pocałował go w czoło.
   - Za co to? – zdziwił się pochłaniacz jedzenia.
   - Za nic. – stwierdził Malik. – Za wszystko.
   - Lubię to. – uśmiechnął się Niall.
  - Ta… - westchnęłam. – Aż do porzygu.  – uśmiechnęłam się pod nosem i podążyłam w kierunku kuchni.
   Zajrzałam do zamrażalnika i wyciągnęłam z niego lody śmietankowe. Otworzyłam opakowanie i zastałam w nim… koperek?! Super! Nawet lodów w tym domu nie mogę zjeść. Zaraz, zaraz. Czy ja powiedziałam ‘domu’? Chodziło mi o to wariatkowo. 
___

No więc, dodaję, bo Olga chciała (czyt. moja głupia siostra). I już mnie korciło, żeby dodać. Teraz czekam na wenę do myaa (czyli miss-you-all-along.blogspot.com), bo DAWNO nic nie dodawałam. Specjalnie na życzenie pewnej czytelniczki napisałam o PĄCZKACH Z TOFFI! :) 
OBIERANĄ MARCHEWKĘ zawdzięczam Tyśce, przy której pisałam dzisiaj kawałek rozdziału. Przed angielskim miałam niewielką wenę! To opowiadanie ogólnie ma większe szanse na przeżycie i zakończenie, lecz nie poddaję się i będę łaziła z zeszytem i pisała miss-you-all-along! Od jutro zaczynam pisać szósty rozdział. Mam nadzieję, że Martylianka, mnie jakoś do tego natchnie, bo dzisiaj dawała radę. ♥ 
Także więc, żegnam was oto tym zdaniem i mam nadzieję, że się Wam podoba! xxx

6 komentarzy:

  1. kurwa, kocham to <3333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham to opowiadanie i kocham jak o mnie wspominasz <3 nawet nie wiesz jak się uśmiałam, haha a mówiła, że już nie będzie mnie to śmieszyć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahahahaha xD obierana marchewka. ; oo ahaha xd nie moge sie przestac smiac. xd

    OdpowiedzUsuń
  4. zostałam całkowicie dojebana aaaahhahahaha XD MADZIU KOCHAM CIĘ :D kurfa ;o;o WIO WIO XD HAHHA wyobraziłam to soebie ! ale jak to zaynold się nie uśmiecha uroczo, hę ?! :DD <3

    OdpowiedzUsuń
  5. '- Lubię jajka. – stwierdził Niall wpierdalając pączka z toffi.' - ulubiony fragment tego rozdziału xd haha, czytam to i leże ze śmiechu. PRAGNE WIĘCEJ !

    OdpowiedzUsuń
  6. fajne fajne fajne <3

    OdpowiedzUsuń